Pesymizm vs optymizm
Hmmm, kto mnie jako tako zna, nie uwierzy. Zostałam nazwana...pesymistka Cóż, to poważna sprawa, zarzut nie byle jaki. Pesymizm przecież godzi w założenia współczesnego świata!
Ale do rzeczy. Trafiła kosa na kamień. Bezwiednie próbując wesprzeć informacja przyszłych emigrantów dzieliłam się swoimi spostrzeżeniami o trudach wyjazdu do
Au -zwłaszcza z dziećmi. Moja realistyczna(tak bynajmniej mi się wydaje!)
wypowiedz została zaliczona do grona pesymistycznych, nieinspirujących i niegodnych psychologa.
Wszystko ok, ale...pesymistyczna?! Haha. To czym jest realizm?! Kiedyś lubiłam myśleć o sobie jako optymistce, ale praca w zawodzie pomogła mi dojrzeć. Czy ciągle nakręcanie się na cel, udawanie, ze czarne jest białe w czymś pomaga? Wiele osób, które znam powtarza, ze życie w nieświadomości jest prostsze.
Co jednak, gdy wydarzy się coś niespodziewanego, nagle zawala się marzenia?
Czy mam optymistycznie patrzeć na moje małżeństwo i nie zauważać problemów lub twierdzić,ze jakoś to się naprawi? Wiem, wiem upraszczam.
Wmawiany nam optymizm nie działa, bo w niego nie wierzymy. Czy jak mężczyzna Ci powie: ale pięknie dziś wyglądasz, jesteś idealna-to uwierzysz? Czy jednak wolisz realistyczne stwierdzenie: podoba mi się jak dziś wyglądasz, możne częściej powinnaś chodzić do tego fryzjera
Ja osobiście wole fryzjera niż frazesy...
Co jednak, gdy wydarzy się coś niespodziewanego, nagle zawala się marzenia?
Czy mam optymistycznie patrzeć na moje małżeństwo i nie zauważać problemów lub twierdzić,ze jakoś to się naprawi? Wiem, wiem upraszczam.
Wmawiany nam optymizm nie działa, bo w niego nie wierzymy. Czy jak mężczyzna Ci powie: ale pięknie dziś wyglądasz, jesteś idealna-to uwierzysz? Czy jednak wolisz realistyczne stwierdzenie: podoba mi się jak dziś wyglądasz, możne częściej powinnaś chodzić do tego fryzjera
Ja osobiście wole fryzjera niż frazesy...
Ale co z tym moim pesymizmem vs realizm w stosunku do emigracji?
Czy jako psycholog powinnam się wstydzić, ze podaje fakty dotyczące emigracji? Czy raczej powinnam dołączyć do grona inspiratorów mówiących: każdy może wyjechać do Australii jeśli tylko bardzo chce.
Czy mam dołączyć do grona bloggerów rozsiewających pozytywne wibracje i dających czytelnikom dokładnie to czego szukają: potwierdzenia, że się da, że znajomy wyjechał na wizie studenckiej z dziećmi i dał radę? Czy mam pisać, że warto popracować kilka lat poniżej kwalifikacji i to nie ma wpływu na Twoje zadowolenie z życia? A może mam kontynuować trend: nie ważne co robisz, byle było dużo słońca i plaża...
Nie, nie, nie! Nie dam się! Nazywajcie moje podejście jak chcecie, ale czlowiek jest istota społeczną, a do pełni rozwoju i osiągniecia prawdziwej satysfakcji z życia potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, przynależności, związku intymnego, rozwoju zawodowego (każdy ma inne ambicje), poczucia bycia zrozumianym i na miejscu, sensownych warunków bytowych (pieniądze, dach nad głową) i jakiś wartości oraz celów życiowych.
Zatem nie każdy nadaje się na emigracje, nie każdy marzący o zamieszkaniu w Au może zrealizować te wizje bez szkody dla jakiejś sfery swojego życia. Ale po co ja się tak rozpisuję? To proste: na każdy post przesadzony w jakimkolwiek kierunku aż swieżbi mnie ręka, żeby go wyważyc. I mam za swoje!
A ja tylko chciałam mieć potem mniej klientów. Ja głupia. Chyba faktycznie nie jest mi pisane "dorobienie" się
Komentarze
Prześlij komentarz